Kiedy wracam
z uczelni, akurat się pakujesz. Jesteś już po treningu. Uśmiechasz się do mnie
i po raz kolejny pytasz, czy nie chcę jechać z Tobą. Kręcę przecząco głową, mam
jutro rano zajęcia. Przygotowujemy się do Mistrzostw Polski w hip-hopie, nie
mogę sobie odpuścić. Kiwasz smutno głową, nie chcesz się ze mną rozstawać na
cały weekend. Całuję Cię i mówię, że dawno nie widziałeś się z rodziną, na
pewno się za Tobą stęsknili. Ja jakoś wytrzymam. Przytulasz mnie, składasz na
moich ustach ostatni pocałunek i wychodzisz. Zamykam za Tobą drzwi, ale Ty
jeszcze wspominasz, że On wpadnie po jakieś płyty. Uśmiecham się, kiwając
głową, staram się nie okazywać emocji. Wiem, że poprosiłeś go, żeby dotrzymał
mi towarzystwa, nienawidzisz myśli, że przez Ciebie spędzam samotnie wieczór.
Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo chciałabym sama się nudzić. Ale skąd
możesz wiedzieć, że nawet nie musisz go prosić, żeby się mną zajął. Zrobiłby
to, nawet gdybyś nie wspomniał, że wyjeżdżasz. Zawsze to robi.
Trening kończy się koło siódmej, do domu
wracam na piechotę. Muszę ochłonąć, pomyśleć, a świeże powietrze dobrze mi
robi. Jakiś kilometr od mieszkania, koło mnie zwalnia samochód. Spoglądam
zainteresowana. Szyba opada, to On. Uśmiecha się do mnie w ten swój seksowny
sposób i pyta, czy nie potrzebuję podwózki. Mówi, że jest zimno, późno i nie
powinnam wracać sama. Bez wahania wsiadam do środka. W drodze zachowujemy się
jak dobrzy przyjaciele, którymi chyba jesteśmy. Żartuje, a ja nie mogę przestać
się śmiać. To w nim uwielbiam, jest przepełniony pozytywną energią. Wchodzimy
na górę, a ja zaczynam się denerwować. Nie powinnam wpuszczać go do środka.
Ręce mi drżą, nie mogę trafić do zamka. On w milczeniu chwyta moją dłoń.
Przechodzi mnie dreszcz, chyba to zauważa, bo uśmiecha się pod nosem. Bierze
klucze do ręki i otwiera drzwi. Wchodzimy do środka.
- Miałem
przyjść po płyty. – Mówi, a ja parskam śmiechem.
- Zostawił
je chyba w salonie na biurku. Zaparzę herbatę. – Zachowujemy się zupełnie
zwyczajnie, jakby ta cała sytuacja była zupełnie zwyczajna. Jest. Zawsze
staramy się zachować pozory normalności. Jakbyśmy byli znajomymi. Tylko
znajomymi.
Jestem w trakcie przygotowywania kolacji,
kiedy czuję Jego dłonie na swoich biodrach i oddech na karku. Delikatnie całuje
mnie w szyję, a ja staram się nie pociąć sobie palców.
- Tęskniłem.
– Szepcze, a ja śmieję się dźwięcznie.
- Nie jesteś
przypadkiem głodny? – Pytam. Ostrożnie wyjmuje mi nóż z ręki i odwraca przodem
do siebie. Wpija się w moje usta, a ja już dłużej nie umiem udawać, że to na
mnie nie działa. Woda się gotuje, a On nadal całuje mnie namiętnie. W końcu,
kiedy czuję jego ciepłe dłonie pod moją bluzką, odnajduję resztki silnej woli i
go od siebie osuwam. Patrzy na mnie smutno. Uśmiecham się i gładzę go po
policzku.
- Zjedzmy,
co? Umieram z głodu. – Jakby na potwierdzenie tych słów, w moim brzuchu zaczyna
głośno burczeć, a On wybucha śmiechem.
-
Przepraszam, w ogóle nie zainteresowałem się twoimi potrzebami. – Mówi
rozbawiony, a ja szturcham go w ramię. Bierzemy kanapki i kubki z herbatą, po
czym rozsiadamy się wygodnie na kanapie. W telewizji leci jakiś thriller. Po
kolacji obejmuje mnie ramieniem, a ja wtulam się w niego. Przy nim czuję się
inaczej, niż przy Tobie. Jest delikatniejszy, bardziej ostrożny, jakby bał się,
że może mnie spłoszyć, że ucieknę od niego. Ty jesteś pewny siebie, myślisz, że
masz mnie na wyłączność. Kiedy o tym myślę, zbiera mi się na płacz. Wstaję,
ocieram lekko policzek i chcę pójść do kuchni się uspokoić, posprzątać, ale On
chwyta mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie. Sadza mnie na swoich kolanach.
Ociera mi łzy, styka swoje czoło z moim i wzdycha.
- Mi też
jest ciężko. – Szepcze, a z moich oczu spływa teraz już potok łez. Całuje mnie
delikatnie.
- W co my
się wplątaliśmy? To okropne. – Mówię. On patrzy mi w oczy, a ja tonę. Co raz
bardziej wpadam w tą mieszaninę uczuć, a On mi tego nie ułatwia. Tonę w jego
spojrzeniu, w jego ramionach, a co najgorsze, nie chcę się wydostać. Nie chcę,
żebyś przyszedł i mnie uwolnił. Jest mi cholernie dobrze.
***
Miało być w środę, ale zawaliłam. Przepraszam.
Jest tu kto?
***
Miało być w środę, ale zawaliłam. Przepraszam.
Jest tu kto?
powinnaś pisać ksiązki !!! wciągasz na maxa <3
OdpowiedzUsuńbędę tu częściej :D
ja jestem! nie zauważyłam drugiego, ale już nadrobiłam i obiecuję, że zajmuję stałe miejsce czytelnika . ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, nawet jest lepiej jak jest bez imion. Pisaj, pisaj, bo na prawdę warto czytać :))
OdpowiedzUsuńHm. Mam swoją dwójkę bohaterów tej historii.
OdpowiedzUsuńNajgorsze są te pieprzone wyrzuty sumienia.