sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 3


   Kiedy wracam z uczelni, akurat się pakujesz. Jesteś już po treningu. Uśmiechasz się do mnie i po raz kolejny pytasz, czy nie chcę jechać z Tobą. Kręcę przecząco głową, mam jutro rano zajęcia. Przygotowujemy się do Mistrzostw Polski w hip-hopie, nie mogę sobie odpuścić. Kiwasz smutno głową, nie chcesz się ze mną rozstawać na cały weekend. Całuję Cię i mówię, że dawno nie widziałeś się z rodziną, na pewno się za Tobą stęsknili. Ja jakoś wytrzymam. Przytulasz mnie, składasz na moich ustach ostatni pocałunek i wychodzisz. Zamykam za Tobą drzwi, ale Ty jeszcze wspominasz, że On wpadnie po jakieś płyty. Uśmiecham się, kiwając głową, staram się nie okazywać emocji. Wiem, że poprosiłeś go, żeby dotrzymał mi towarzystwa, nienawidzisz myśli, że przez Ciebie spędzam samotnie wieczór. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo chciałabym sama się nudzić. Ale skąd możesz wiedzieć, że nawet nie musisz go prosić, żeby się mną zajął. Zrobiłby to, nawet gdybyś nie wspomniał, że wyjeżdżasz. Zawsze to robi.
   Trening kończy się koło siódmej, do domu wracam na piechotę. Muszę ochłonąć, pomyśleć, a świeże powietrze dobrze mi robi. Jakiś kilometr od mieszkania, koło mnie zwalnia samochód. Spoglądam zainteresowana. Szyba opada, to On. Uśmiecha się do mnie w ten swój seksowny sposób i pyta, czy nie potrzebuję podwózki. Mówi, że jest zimno, późno i nie powinnam wracać sama. Bez wahania wsiadam do środka. W drodze zachowujemy się jak dobrzy przyjaciele, którymi chyba jesteśmy. Żartuje, a ja nie mogę przestać się śmiać. To w nim uwielbiam, jest przepełniony pozytywną energią. Wchodzimy na górę, a ja zaczynam się denerwować. Nie powinnam wpuszczać go do środka. Ręce mi drżą, nie mogę trafić do zamka. On w milczeniu chwyta moją dłoń. Przechodzi mnie dreszcz, chyba to zauważa, bo uśmiecha się pod nosem. Bierze klucze do ręki i otwiera drzwi. Wchodzimy do środka.
- Miałem przyjść po płyty. – Mówi, a ja parskam śmiechem.
- Zostawił je chyba w salonie na biurku. Zaparzę herbatę. – Zachowujemy się zupełnie zwyczajnie, jakby ta cała sytuacja była zupełnie zwyczajna. Jest. Zawsze staramy się zachować pozory normalności. Jakbyśmy byli znajomymi. Tylko znajomymi.
   Jestem w trakcie przygotowywania kolacji, kiedy czuję Jego dłonie na swoich biodrach i oddech na karku. Delikatnie całuje mnie w szyję, a ja staram się nie pociąć sobie palców.
- Tęskniłem. – Szepcze, a ja śmieję się dźwięcznie.
- Nie jesteś przypadkiem głodny? – Pytam. Ostrożnie wyjmuje mi nóż z ręki i odwraca przodem do siebie. Wpija się w moje usta, a ja już dłużej nie umiem udawać, że to na mnie nie działa. Woda się gotuje, a On nadal całuje mnie namiętnie. W końcu, kiedy czuję jego ciepłe dłonie pod moją bluzką, odnajduję resztki silnej woli i go od siebie osuwam. Patrzy na mnie smutno. Uśmiecham się i gładzę go po policzku.
- Zjedzmy, co? Umieram z głodu. – Jakby na potwierdzenie tych słów, w moim brzuchu zaczyna głośno burczeć, a On wybucha śmiechem.
- Przepraszam, w ogóle nie zainteresowałem się twoimi potrzebami. – Mówi rozbawiony, a ja szturcham go w ramię. Bierzemy kanapki i kubki z herbatą, po czym rozsiadamy się wygodnie na kanapie. W telewizji leci jakiś thriller. Po kolacji obejmuje mnie ramieniem, a ja wtulam się w niego. Przy nim czuję się inaczej, niż przy Tobie. Jest delikatniejszy, bardziej ostrożny, jakby bał się, że może mnie spłoszyć, że ucieknę od niego. Ty jesteś pewny siebie, myślisz, że masz mnie na wyłączność. Kiedy o tym myślę, zbiera mi się na płacz. Wstaję, ocieram lekko policzek i chcę pójść do kuchni się uspokoić, posprzątać, ale On chwyta mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie. Sadza mnie na swoich kolanach. Ociera mi łzy, styka swoje czoło z moim i wzdycha.
- Mi też jest ciężko. – Szepcze, a z moich oczu spływa teraz już potok łez. Całuje mnie delikatnie.
- W co my się wplątaliśmy? To okropne. – Mówię. On patrzy mi w oczy, a ja tonę. Co raz bardziej wpadam w tą mieszaninę uczuć, a On mi tego nie ułatwia. Tonę w jego spojrzeniu, w jego ramionach, a co najgorsze, nie chcę się wydostać. Nie chcę, żebyś przyszedł i mnie uwolnił. Jest mi cholernie dobrze.
***
Miało być w środę, ale zawaliłam. Przepraszam.
Jest tu kto?

4 komentarze:

  1. powinnaś pisać ksiązki !!! wciągasz na maxa <3
    będę tu częściej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ja jestem! nie zauważyłam drugiego, ale już nadrobiłam i obiecuję, że zajmuję stałe miejsce czytelnika . ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, nawet jest lepiej jak jest bez imion. Pisaj, pisaj, bo na prawdę warto czytać :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm. Mam swoją dwójkę bohaterów tej historii.
    Najgorsze są te pieprzone wyrzuty sumienia.

    OdpowiedzUsuń