Budzę się o czwartej, nie ma go obok.
Przecieram oczy, zakładam coś na siebie i wychodzę na korytarz. W salonie
świeci się mała lampka, On stoi na balkonie. Jego sylwetka niewyraźnie rysuje
się w nikłym świetle padającym z pomieszczenia. Podchodzę do niego i przytulam
się. Stykam policzek z jego nagimi plecami, czuję, że przechodzi go dreszcz.
- Czemu tu
stoisz, jest cholernie zimno. – Mówię cicho, nie chcę zakłócać panującego
naokoło spokoju.
- Musiałem
pomyśleć, świeże powietrze dobrze mi robi. Poza tym nie chcę zanieczyszczać wam
mieszkania dymem.
- Nie
wiedziałam, że palisz.
- Nie palę.
– Mówi twardo, a do mnie dociera, że jemu też nie jest lekko. Do tej pory
koncentrowałam się na tym, że Was stracę. Byłam egoistką. A w tej całej
sytuacji jest jeszcze On. Jemu jest jeszcze gorzej. Bo Ona nie jest moją przyjaciółką,
nawet jej nie znam. Fakt, już wiele razy starałam się popatrzeć na to z jej
punktu widzenia. Jak ja bym się czuła, gdybym dowiedziała się, że mnie
zdradzasz. Mogłabym mieć wyrzuty sumienia, chociażby ze względu na damską
solidarność. Ale Ty jesteś jego przyjacielem, a On tak Cię rani. Zżerają go
wyrzuty sumienia, ale podobnie jak ja, nie ma siły się z tego wyrwać.
Gasi papierosa w popielniczce, odwraca się
do mnie i chwyta moją twarz w dłonie. Gładzi mnie po policzkach, intensywnie
wpatruje się w oczy. Uśmiecham się delikatnie, chcę jakoś dodać mu otuchy.
- To jest
chore. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym teraz wrócić do siebie i nigdy już
tu nie przyjść. Byłbym gotów zakończyć naszą znajomość, mógłbym kompletnie się
od niego odciąć. Byleby tylko już dłużej nie wbijać mu noża w plecy. Chciałbym
to wszystko ułatwić. Sobie i tobie. Bo widzę jak się męczysz i to sprawia mi
największy ból. I ta świadomość, że on kiedyś się dowie. I nas znienawidzi. –
Bierze głęboki wdech, a ja walczę z łzami. Po chwili ponownie się odzywa. – Nie
jestem w stanie z ciebie zrezygnować. Nie mogę sobie wyobrazić, że nie będę
czuł twojego dotyku, chociażby przez chwilę. Jestem cholernym egoistą, ale po
prostu nie mam w sobie takiej siły. – Kończy smutno, po czym mija mnie i
kieruje się do środka. Zostaję sama na balkonie, wyjmuję papierosa i zapalam.
Dym mnie uspokaja, już nie czuję napływających mi do oczu łez. Podchodzi,
całuje mnie w głowę, a po chwili słyszę trzask drzwi. Wzdycham, wracam do łóżka
i resztę nocy spędzam sama, zastanawiając się, dlaczego jestem taką suką.
Dzwonisz rano. Pytasz, czy był, czy wziął
płyty, co robiłam wieczorem, czy żałuję, że nie pojechałam, tak bardzo jak on,
jakie mam plany na dziś. Mam ściśnięty żołądek, bo tylko na dwa pierwsze
pytania odpowiedziałam całkiem szczerze. Rozmawiamy krótko, wymiguję się
zajęciami. Kiedy się rozłączasz, jestem w rozsypce. Czuję się paskudnie brudna,
jakby wszystkie kłamstwa, których chyba było z milion w zaledwie jednej, dziesięciominutowej
rozmowie, zostawiły po sobie brudne smugi. Pozwalam kilku pojedynczym łzom
spłynąć swobodnie po policzku, a potem, kiedy wreszcie biorę się w garść,
gotowa przeżyć kolejny, pełen obłudy dzień, idę do łazienki, maluję się i
wychodzę z mieszkania.
Szkoda dziewczyny. Kocha obu, co jest wręcz niemożliwe, ale prawdziwe. Nie wiem, czy gdybym była na jej miejscu, to czy potrafiłabym wybrać, nie raniąc drugiej osoby...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Jej. W niezłe bagno wpakowała się ta dziewczyna. Kocha najlepszych przyjaciół, co jest chyba najgorsze. Sądzę, że nikt nie chciałby tego przeżyć.
OdpowiedzUsuńPisz dalej!
Uwielbiam to <3
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, co bym zrobiła na jej miejscu, naprawdę.
Jedno jest pewne, ktoś tutaj będzie cierpieć.
Uczucia aż kipią z tego, co piszesz...
OdpowiedzUsuń