Uśmiecham
się radośnie i przekraczam wolno próg Naszego mieszkania. Mój brat kładzie
torbę ze wszystkimi rzeczami, które zebrałam podczas tego miesięcznego pobytu w
szpitalu, koło komody na korytarzu i uśmiecha się pokrzepiająco.
- Jesteś
pewna, że nie chcesz, żebym został? Nie powinnaś być sama, szczególnie teraz,
jak dopiero co wyszłaś ze szpitala.
- Tak,
jestem pewna. Nie potrzebuję niańki, poza tym będę sama tylko do soboty.
Przeżyję.
Wychodzi, wraca do Krakowa, a ja podrzucam w
dłoniach telefon. Po kłótni z mamą, która oczywiście nawyzywała mnie od
idiotek, po tym, jak powiedziałam jej o moich uczuciach, nie jestem pewna, czy
chcę, żebyś wiedział, że już wróciłam. Może się martwisz, ale wiem, że jak
tylko zadzwonię, będziesz chciał pogadać na skype’ie, a ja nie jestem jeszcze
na to gotowa. W końcu piszę sms’a, ale nie do Ciebie. Do niego. Reakcja jest
natychmiastowa.
- Jak się
czujesz? Już wszystko dobrze? – Pyta zatroskany, a ja oddycham z ulgą. Nie jest
zły, że tak długo się nie odzywałam. Na jego miejscu nie chciałabym siebie
znać, ale co ja tam wiem.
- Taak,
muszę jeszcze chodzić na jakieś badania, ale już jest okej. Kiedy wracacie?
Stęskniłam się za tobą. – Mówię cicho i spuszczam wzrok. W słuchawce zalega głucha
cisza, a ja boję się, że się rozłączył, ale kiedy mam już zamiar się odezwać,
On robi to pierwszy.
- W piątek,
ale w Bełchatowie będę dopiero w niedzielę wieczorem. Też za tobą tęsknię. Jak
cholera. Ale dobrze wiesz, że musisz wybrać. Nie wytrzymam dłużej takiej
sytuacji. I ty też nie.
- Już
wybrałam.
Leżę wyciągnięta na kanapie i przełączam
bezmyślnie kanały w telewizji. Jestem zmęczona nic nie robieniem i nie mam
pomysłu na siebie. Niby muszę odpoczywać, ale wcale mi się to nie uśmiecha. Już
mam zadzwonić do Maryśki, kiedy słyszę dźwięk przekręcanych kluczy. Momentalnie
sztywnieję, dłonie zaczynają mi się pocić, zasycha mi w gardle. Nie
powiedziałam Ci, że już jestem w domu. Zapomniałam, że wracasz dzisiaj. Uh. Już
wróciłeś.
Wchodzisz do mieszkania zawalony torbami, na
twarzy błąka Ci się ten nonszalancki uśmiech, którym podbiłeś moje serce. Wiem,
że zajęliście drugie miejsce, jesteś pewnie kurewsko z siebie zadowolony,
chociaż nie grałeś w każdym meczu. Rzucasz wszystko na podłogę, rozbierasz się
powoli. Nie zauważasz mojej kurtki na wieszaku, ani butów pod lustrem. Wstaję
powoli z kanapy i uśmiecham się delikatnie, kiedy stajesz jak wryty w wejściu
do salonu. Usta rozciągają Ci się jeszcze szerzej, jednym krokiem przemierzasz
dzielącą nas odległość i już po chwili tonę w Twoich ramionach.
- Nawet nie
wiesz, jak się cieszę, że jesteś cała i zdrowa. – Szepcze mi do ucha. Odsuwa
mnie trochę i przygląda mi się rozpromieniony. – Od kiedy jesteś w domu? Czemu
nie zadzwoniłaś? Martwiłem się!
- Od
poniedziałku. Nie chciałam cię dekoncentrować przed tymi najważniejszymi
spotkaniami. Przepraszam. – Znowu przytulasz mnie mocno, a ja zbieram się w
sobie. Teraz albo nigdy. Lekko wyswobadzam się z Twoich objęć. Spoglądasz na
mnie z uniesionymi brwiami.
- Musimy
pogadać.
***
Kurek czy Winiar, Winiar czy Kurek? Mam już nowe w zanadrzu, ale nie umiem się zdecydować.
Chyba, że nic. Tak też może być.