środa, 6 marca 2013

Rozdział 7


   Niby mogłam przewidzieć, że tak to się skończy. Wszyscy naokoło powtarzali mi, żebym wzięła się w garść. Ale nie posłuchałam. Dlatego leżę teraz w przeraźliwie białym pomieszczeniu, z mojego ciała wystaje tysiąc rurek, a lekarz prawi mi monolog już od dziesięciu minut. Pamiętam tylko, że zostanę na obserwacji do jutra, że muszę o siebie zadbać, bo zdrowie to nie przelewki i było chyba coś jeszcze o anemii. Czy wspominałam, że nienawidzę białego? I że mam alergię na szpitale?
   Wpadasz zdyszany do sali numer czterdzieści sześć na drugim piętrze. Jesteś przerażony, bo zapewne nie powiedzieli Ci, że to nic poważnego, jedynie, że znajduję się w szpitalu. Albo wręcz przeciwnie, zrobili z tego wielką aferę, stwierdzili, że mój stan jest na tyle poważny, że nie wiadomo, co będzie. Nie ważne. Ważne jest to, że nie widziałam się z Tobą od piątkowego popołudnia. Stęskniłam się? Można powiedzieć. Przyjechałeś dzisiaj rano, kiedy ja byłam już na wykładach. Potem od razu miałam trening, więc nie było nam dane się zobaczyć. Kiedy poczułam się źle? Śmieszne pytanie. Chyba od razu, jak wyjechałeś albo nawet wcześniej. Ale tak na poważnie? Od rana było ze mną źle, trzy kawy w przeciągu pięciu godzin nie pomogły. W drugiej połowie treningu, w pewnym momencie po prostu nagle świat zniknął, a ja obudziłam się trzy godziny później. A teraz Ty tu jesteś. Całujesz mnie delikatnie, mówisz, że się stęskniłeś.
- Jak mogłaś być tak lekkomyślna? – Pytasz oburzony. Ja wzruszam ramionami.
- Zwyczajnie nie wiedziałam, że mój organizm nie toleruje kawy. – Uśmiechasz się, trochę komicznie, bo chcesz być na mnie zły, ale znowu Ci nie wychodzi. Siadasz, zadajesz multum szczegółowych pytań o to, co jadłam, piłam, jak się czułam i czy widziałam się z nim. Powoli zaczynasz mnie irytować, aż wreszcie wybucham.
- Uspokój się do cholery, mówiłam już to wszystko lekarzowi, nie potrzebuję kolejny raz spowiadać się z tego, co robiłam minuta po minucie! – Już masz odpowiedzieć, ale wtedy On nieśmiało wchodzi do pomieszczenia. Uśmiecham się lekko, żeby dodać mu otuchy, bo On już wie, że mu wygarniesz. Wstajesz, witasz się z nim, a potem zaczynasz litanie. Ma spuszczony wzrok, zdecydowanie widoczne jest zmieszanie i poczucie winy wymalowane na jego twarzy. Nie zauważasz, tylko dalej gadasz. A kiedy mówisz, że mógł bardziej zwrócić uwagę na to, jak się odżywiam, ponownie irytacja bierze górę.
- Kurwa, przecież ja nie jestem małym dzieckiem, żeby ktoś musiał cały czas ze mną być! To moje życie, jem, co chcę. Nie jestem jego siostrą, dziewczyną, ani żoną, żeby był zmuszony się o mnie troszczyć, kiedy ciebie nie ma. Ma własny dom, życie i dziewczynę, nie pomyślałeś?!
- Już nie mam dziewczyny. – Wtrąca nieśmiało, a Ty spoglądasz na niego zdziwiony.
- No widzisz! To wszystko przez to, że kazałeś mu spędzać ze mną czas. – Mówię, a to Cię zawstydza. Widzisz własną winę. On patrzy na mnie przenikliwie, wie, o co mi chodzi. Wie, że mam na myśli to, że gdyby nie Ty, zapewne nie bylibyśmy teraz w to wszystko zamieszani. Nie zdradziłabym Cię, gdybyś nie sprawił, że zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu. Ja i On. Przepraszasz, a wtedy pojawia się lekarz.  Każe Wam wyjść, mówi, że potrzebuję spokoju i odpoczynku. Wtrącasz, że jesteś moim chłopakiem. Doktorek, mimo, że jest od was chyba czterdzieści centymetrów niższy, patrzy na Was twardo i odpowiada, że jego to nie interesuje. Macie wyjść. Wzdychasz z irytacją, całujesz mnie na pożegnanie i mówisz, że przyjdziesz później. Lekarz chrząka znacząco i poprawia Cię słowem jutro. Ponowie się irytujesz i kiwasz głową. Uśmiecham się, chyba polubię tego Pana. Krzyczysz za nim, żeby na Ciebie zaczekał, bo jeszcze nie skończyliście, a doktor wali Cię po ramieniu, każe ściszyć głos. Śmieję się lekko. Zdecydowanie go polubię.

4 komentarze:

  1. Nie ładnie tak o siebie nie dbać... Nie ładnie. Przepraszam, że nie skometowałam poprzedniego posta, na prawdę przepraszam. Wstyd mi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No już bez przesady, nie gniewam się ;)
      Czasami człowiek ma takie momenty, że po prostu nie myśli o sobie, o tym, czy coś jest dla niego dobre czy nie. Moja bohaterka się na tym przejechała i myślę, że nie popełni drugi raz tego samego błędu :D

      Usuń
  2. W tej sytuacji pojawienie się Pana Doktora to najlepsze, co mogło się przydarzyć. Przynajmniej nie dopuścił bójki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, nie ma już więcej rozdziałów?! No nie. :( Pozostaje mi czekać na kolejny... ;)

      Usuń