środa, 27 marca 2013

Rozdział 10


   Uśmiecham się radośnie i przekraczam wolno próg Naszego mieszkania. Mój brat kładzie torbę ze wszystkimi rzeczami, które zebrałam podczas tego miesięcznego pobytu w szpitalu, koło komody na korytarzu i uśmiecha się pokrzepiająco.
- Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym został? Nie powinnaś być sama, szczególnie teraz, jak dopiero co wyszłaś ze szpitala.
- Tak, jestem pewna. Nie potrzebuję niańki, poza tym będę sama tylko do soboty. Przeżyję.
   Wychodzi, wraca do Krakowa, a ja podrzucam w dłoniach telefon. Po kłótni z mamą, która oczywiście nawyzywała mnie od idiotek, po tym, jak powiedziałam jej o moich uczuciach, nie jestem pewna, czy chcę, żebyś wiedział, że już wróciłam. Może się martwisz, ale wiem, że jak tylko zadzwonię, będziesz chciał pogadać na skype’ie, a ja nie jestem jeszcze na to gotowa. W końcu piszę sms’a, ale nie do Ciebie. Do niego. Reakcja jest natychmiastowa.
- Jak się czujesz? Już wszystko dobrze? – Pyta zatroskany, a ja oddycham z ulgą. Nie jest zły, że tak długo się nie odzywałam. Na jego miejscu nie chciałabym siebie znać, ale co ja tam wiem.
- Taak, muszę jeszcze chodzić na jakieś badania, ale już jest okej. Kiedy wracacie? Stęskniłam się za tobą. – Mówię cicho i spuszczam wzrok. W słuchawce zalega głucha cisza, a ja boję się, że się rozłączył, ale kiedy mam już zamiar się odezwać, On robi to pierwszy.
- W piątek, ale w Bełchatowie będę dopiero w niedzielę wieczorem. Też za tobą tęsknię. Jak cholera. Ale dobrze wiesz, że musisz wybrać. Nie wytrzymam dłużej takiej sytuacji. I ty też nie.
- Już wybrałam.

   Leżę wyciągnięta na kanapie i przełączam bezmyślnie kanały w telewizji. Jestem zmęczona nic nie robieniem i nie mam pomysłu na siebie. Niby muszę odpoczywać, ale wcale mi się to nie uśmiecha. Już mam zadzwonić do Maryśki, kiedy słyszę dźwięk przekręcanych kluczy. Momentalnie sztywnieję, dłonie zaczynają mi się pocić, zasycha mi w gardle. Nie powiedziałam Ci, że już jestem w domu. Zapomniałam, że wracasz dzisiaj. Uh. Już wróciłeś.
   Wchodzisz do mieszkania zawalony torbami, na twarzy błąka Ci się ten nonszalancki uśmiech, którym podbiłeś moje serce. Wiem, że zajęliście drugie miejsce, jesteś pewnie kurewsko z siebie zadowolony, chociaż nie grałeś w każdym meczu. Rzucasz wszystko na podłogę, rozbierasz się powoli. Nie zauważasz mojej kurtki na wieszaku, ani butów pod lustrem. Wstaję powoli z kanapy i uśmiecham się delikatnie, kiedy stajesz jak wryty w wejściu do salonu. Usta rozciągają Ci się jeszcze szerzej, jednym krokiem przemierzasz dzielącą nas odległość i już po chwili tonę w Twoich ramionach.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś cała i zdrowa. – Szepcze mi do ucha. Odsuwa mnie trochę i przygląda mi się rozpromieniony. – Od kiedy jesteś w domu? Czemu nie zadzwoniłaś? Martwiłem się!
- Od poniedziałku. Nie chciałam cię dekoncentrować przed tymi najważniejszymi spotkaniami. Przepraszam. – Znowu przytulasz mnie mocno, a ja zbieram się w sobie. Teraz albo nigdy. Lekko wyswobadzam się z Twoich objęć. Spoglądasz na mnie z uniesionymi brwiami.
- Musimy pogadać.
***
Kurek czy Winiar, Winiar czy Kurek? Mam już nowe w zanadrzu, ale nie umiem się zdecydować.
Chyba, że nic. Tak też może być. 

4 komentarze:

  1. To Ci dwaj to Winiar i Kurek? Hę Jejciu dawaj szybko następny, bo mi się już wszystko popierniczyło ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie nie, chodzi o to, że z kim mam opublikować kolejne opowiadanie :D bohaterów poznacie w ostatnim rozdziale ;)

      Usuń
    2. Ahaaa. To ja za panem K. !

      Usuń